Nowe leki  sprawiły, że chłoniak w wielu przypadkach może być chorobą przewlekłą, a nie śmiertelną. Polscy pacjenci z agresywnym, opornym na leczenie lub nawracającym nieziarniczym chłoniakiem z komórek B nie mają jednak dostępu do terapii.

Chłoniaki plasują się na 6. miejscu u mężczyzn i 7. u kobiet wśród najczęściej występujących nowotworów w Polsce. Liczba zachorowań stopniowo rośnie o około 4–5 procent rocznie, przede wszystkim ze względu na starzejące się społeczeństwo.

– Chłoniak często jest rozpoznawany w zaawansowanym stadium choroby, ponieważ to jest wielki aktor. To choroba, która naśladuje wiele innych. Pierwsze objawy są nieswoiste, przypominają zakażenie, jest to na przykład gorączka, nocne poty, świąd, co wprowadza w błąd zarówno chorego, jak i lekarza. Dopóki choroba nie rozwinie się w jednoznaczny sposób, może być kłopot z jej rozpoznaniem – wskazuje w rozmowie z agencją Newseria Biznes profesor Wiesław Jędrzejczak, konsultant krajowy w dziedzinie hematologii.

Jednym z charakterystycznych objawów jest utrzymujące się bezbolesne powiększenie węzłów chłonnych. Jeśli jest większe niż 2 cm i nie znika po miesiącu to węzeł chłonny jest wycinany i wysyłany do patomorfologa. Spośród wszystkich nowotworów układu chłonnego najczęściej (w 35 procentach) diagnozowany jest chłoniak rozlany z dużych komórek B (DLBCL). Stanowi on około 80 procent agresywnych chłoniaków.

– Część chorych na DLBCL można wyleczyć leczeniem pierwszorzutowym. To od wielu lat dostępny w Polsce program immunochemioterapii (R-CHOP). Problemem jednak są chorzy albo oporni na leczenie, albo ci, u których choroba nawraca – mówi profesor Wiesław Jędrzejczak.

Terapia R-CHOP pozwala trwale wyleczyć nawet 60–70 procent pacjentów, a program jest finansowana przez NFZ. Jednak w 30–35 procentach przypadków chłoniak DLBCL jest oporny na leczenie lub nawraca. U tych osób, które są w dobrej kondycji fizycznej, można zastosować wysokodawkową immunochemioterapię.

– Dla chorych, którzy nie kwalifikują się do wysokodozowanego leczenia lub taka opcja była przeprowadzona i jest nieskuteczna, nie ma praktycznie żadnych innych rozwiązań. Mamy jedynie postępowanie paliatywne oparte na cytostatykach, gdzie skuteczność leczenia jest bardzo krótkotrwała i nie daje wyleczenia – podkreśla dr n. med. Monika Długosz-Danecka z oddziału klinicznego hematologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.

Rozwiązaniem może być piksantron (zarejestrowany w 3. i 4. linii leczenia) ze wskazaniem EMA do leczenia w monoterapii chorych z wielokrotnie nawracającym lub opornym na leczenie agresywnym chłoniakiem nieziarniczym z komórek B. Stosuje się go maksymalnie w 6 cyklach u chorych, u których nie pomagają inne terapie.

– To lek o udowodnionej niewielkiej kardiotoksyczności, czyli niewielkim niekorzystnym wpływie na układ sercowo-naczyniowy. Ponad połowa chorych na DLBCL to pacjenci starsi, obciążeni licznymi chorobami układu sercowo-naczyniowego, a także w pierwszej linii najczęściej leczeni schematem CHOP, który opiera się głównie na doksorubicynie o udowodnionym niekorzystnym wpływie na układ sercowo-naczyniowy – wskazuje dr n. med. Monika Długosz-Danecka.

Dane dotyczące badań klinicznych pacjentów leczonych piksantronem wykazały poprawę czasu przeżycia wolnego od progresji choroby w 40 procentach przypadków. Leczenie pozwala na całkowitą lub długotrwałą remisję, trwająca średnio 9,6 miesiąca. Czas przeżycia wolnego od progresji choroby wyniósł nieco ponad 5 miesięcy, a średni czas całkowitego przeżycia to ponad 10 miesięcy. W Polsce lek nie jest jednak refundowany, choć w 12 krajach unijnych pacjenci mogą w tym przypadku liczyć na pomoc państwa.

 [-OFERTA_HTML-]

 

– Około 80 procent pacjentów, u których następuje nawrót choroby, mogłoby skorzystać z tego leczenia z dobrym profilem bezpieczeństwa i dobrym efektem. Lek można by też wykorzystać u pacjentów opornych, jako pomost do przeszczepienia, które przy nawrocie jest najbardziej skuteczne – przekonuje dr n. med. Monika Długosz-Danecka.

Piksantron jest wskazany dla stosunkowo małej grupy pacjentów, mogłoby z niego skorzystać 200–300 osób.

– Czasem sytuacja jest tak dramatyczna, że pacjenci muszą kupować leki za własne pieniądze. Jesteśmy przecież w Unii Europejskiej, chcielibyśmy, żeby nasi pacjenci byli leczeni tak, jak pacjenci w innych krajach. Tym bardziej że w Czechach i na Słowacji wdrażanie nowoczesnych leków idzie szybciej – podkreśla Jacek Gugulski, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Pomocy Chorym na Przewlekłą Białaczkę Szpikową.

Brak dostępu do leczenia jest dla pacjenta wyrokiem śmierci. Warto też powiedzieć o aspekcie psychologicznym – chorujący poddają się, brakuje im chęci walki. Słabsza psychika sprawia zaś, że chory gorzej reaguje na leki. Czasami przy wsparciu rodziny i obcych, poprzez różne zbiórki, udaje się zebrać potrzebną kwotę na nowoczesne terapie czy leczenie poza granicami Polski.

– Fantastyczne jest to, że w momencie, gdy pacjent dostaje to leczenie, jest szansa na życie. To najważniejsze. Każde pojawienie się nowego leku powoduje, że pacjenci czują się lepiej zaopiekowani – ocenia Jacek Gugulski.

Nieleczony chłoniak rozlany z dużych komórek B staje się wyrokiem dla chorego w ciągu kilku miesięcy.

 

Newseria