Coś Pana zaskoczyło w tym projekcie?

- Najbardziej to, że podwyżka wynagrodzenia zasadniczego do 6750 zł dotyczy tylko lekarzy specjalistów zatrudnionych wyłącznie w szpitalach. To będzie tworzyło perturbacje. Może spowodować dalszy odpływ z ambulatoryjnej opieki specjalistycznej do szpitali.

Jak specjaliści odejdą z przychodni, powiększy to kolejki?

Już od kilku lat widać, że jest coraz mniejsze zainteresowanie pracą lekarzy w przychodniach, ale te przepisy mogą to pogorszyć, bo wyższe stawki dla specjalistów będą dotyczyć tylko szpitali.

Co muszą obiecać lekarze, by dostać wyższe wynagrodzenie?

Tu chodzi głównie o to, żeby lekarz zatrudniony w jednym szpitalu na etacie tylko tam brał dyżury i wtedy może liczyć na wynagrodzenie zasadnicze w wysokości 6750 zł brutto.

Aby otrzymać wyższe wynagrodzenie lekarz musi spełnić kilka warunków: musi być zatrudniony na umowę o prace w szpitalu, który ma podpisaną umowę z NFZ. Musi zobowiązać się wobec pracodawcy, że nie będzie udzielał tożsamych świadczeń opieki zdrowotnej w innym szpitalu, który też ma kontrakt z NFZ.  Lekarz może dorabiać, ale w podstawowej opiece zdrowotnej i ambulatoryjnej oraz nocnej i świątecznej opiece lekarskiej.

Ale jak lekarz podpisze takie zobowiązanie i przestanie brać dodatkowe dyżury w innych placówkach, to część szpitali będzie mieć duży problem z obstawieniem grafiku dyżurów, zwłaszcza w okresie urlopowym?

I właśnie takie jest największe zagrożenie, że ten projekt spowoduje dalszy wzrost wynagrodzeń lekarzy, zwłaszcza stawek za dyżury.

W dużych miastach lekarze pracują na umowie o pracę w jednym szpitalu, a w innych dyżurują na umowy cywilnoprawne. Jest to trudne do przewidzenia jak wielu lekarzy podpisze takie zobowiązanie i jak zachowają się szpitale, którym nagle zabranie lekarzy z zewnątrz. Może będą chciały przebić tę ofertę. Dla lekarzy te zmiany na pewno korzystne, dla dyrektorów szpitali już mniej.

Czy projekt odpowiednio zabezpiecza finansowanie podwyższenia wynagrodzenia dla specjalistów?

Są przewidziane dwa źródła finansowania. Dyrektor otrzyma znaczone pieniądze, by podnieć pensje do  6750 zł brutto, a wzrost wyceny świadczeń na dodatkowe wydatki związane z pochodnymi związanymi z podniesieniem wynagrodzenia.

To jest ryzykowne, bo poprzez ten projekt, minister zdrowia wziął odpowiedzialność za kształtowanie polityki płacowej w szpitalach. To może powodować ingerencję w politykę finansową szpitali.

Największe ryzyko jest takie, że roszczenia finansowane innych grup zawodowych też będą kierowane do ministra zdrowia, ale nie do pracodawców. Inne zawody medyczne też mogą chcieć mieć podobne rozwiązania.

Podniesienie kwoty dla specjalistów, spowoduje także podniesienie stawek dla innych lekarzy pracujących w tych szpitalach. Po tych zmianach dyrektor będzie musiał stworzyć na nowo regulacje płacowe.

Dajmy na to, że mamy ordynatora, który zarabia 5500 zł brutto. Gdy jego asystentom - lekarzom specjalistom podniesiemy wynagrodzenia zasadnicze do 6750 zł, to ordynator też będzie musiał dostać więcej, a na to nie przewidziano już pieniędzy. Dyrektorzy będą zmuszeni do zróżnicowania pensji. Te zmiany spowodują spłaszczenie siatki płaci, a to nie jest dobre.

Niestety wzrost wynagrodzenia nie idzie w parze ze wzrostem efektywności. Nie stworzono takich mechanizmów. Teraz jest tak, że lekarz w publicznej placówce wykonuje jeden zabieg, a w soboty sześć, bo pracuje w prywatnej placówce, gdzie otrzymuje pieniądze za każdą wykonaną operacje.

 

Zgodnie z projektem minister zdrowia ma zacząć płacić za dyżury rezydentów. Teraz ich koszty pokrywali dyrektorzy szpitali.

Ministerstwo zdrowia zapłaci za 40 godzin miesięczne dyżuru rezydenta, czyli za dwa i pół dyżuru miesięcznie, czyli opłaci jeden dyżur świąteczny i jeden w dzień powszedni.

Jest takie niebezpieczeństwo, że dyrektor będzie wolał, żeby dyżurowali rezydenci, bo za nich nie będzie musiał płacić, a to może wpłynąć na jakość udzielanych świadczeń. Zwiększenie liczby dyżurów przez lekarzy bez specjalizacji jest gorszym rozwiązaniem dla pacjenta.

Rezydenci też mają otrzymać większe pieniądze od 1 lipca tego roku.

Ale też pod pewnymi warunkami. Mają się zobowiązać do przepracowania w publicznym sektorze ochrony zdrowia łącznie 2 lata z 5 kolejnych po zakończeniu szkolenia specjalizacyjnego w wymiarze czasu pracy odpowiadającym co najmniej wymiarowi jednego etatu. Jeśli złożą taką deklarację na piśmie, mogą otrzymać wyższe wynagrodzenie o 700 zł brutto miesięcznie dla specjalizacji priorytetowej i 600 zł w przypadku nie priorytetowej.  

Deklarację rezydent ma na piśmie złożyć do podmiotu prowadzącego szkolenie specjalizacyjne zatrudniającego lekarza. Jeśli się nie wywiąże z tego zobowiązania musi liczyć się z karą. Jaką?

Jeśli nie przepracuje tyle, ile zadeklarował, będzie musiał zapłacić karę w wysokości równej iloczynowi liczby miesięcy pobierania zwiększonego wynagrodzenia zasadniczego oraz kwoty 600 zł lub 700 zł. Kara podlega zmniejszeniu proporcjonalnie do okresu, w którym lekarz pracował zgodnie ze złożonym zobowiązaniem.

Rozmawiała Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska