Krajewski ocenił, że piątkowy wyrok dla kardiochirurga Mirosława G. na pewno w jakiś sposób wpłynie na codzienną praktykę w służbie zdrowia i jeszcze mniejszą liczbę przypadków korupcji w ochronie zdrowia.

Według niego granice korupcji jakie wytyczył sąd "zostały określone na podstawie własnego mniemania sądu". "Ta granica powinna być jednoznaczna, aby budować zaufanie tak ważne w relacjach lekarza i pacjenta" - podkreślił. "Według nas łapownictwo to uzależnienie wykonania świadczenia medycznego od otrzymania korzyści materialnych lub innych" - stwierdził.

Dodał, że "jeżeli chodzi o dowody wdzięczności to od pacjentów zależy, czy i jak chcą podziękować lekarzowi".

Sąd podjął próbę wytyczenia granicy między korupcją a wdzięcznością pacjenta wobec lekarza za przywrócenie mu zdrowia lub nawet uratowanie życia. "Jesteśmy zgodni, że przedmiotem wdzięczności nie mogą być pieniądze, nawet w niewielkiej kwocie. To nie może być zwyczajowo uznane za wyraz wdzięczności" - uznał sędzia. W jego ocenie dopuszczalne byłoby wręczenie słodyczy, kwiatów, ale już nie - drogiego bukietu. Za niedopuszczalne uznał też obdarowywanie drogimi wydawnictwami książkowymi czy alkoholem.

Odnosząc się do procesu Mirosława G. Krajewski zaznaczył, że zapadł wyrok skazujący, więc sąd miał dowody przestępstwa, jednak – jego zdaniem - z pewnością będzie apelacja i trzeba monitorować sprawę do końca.

Były ordynator kardiochirurgii szpitala MSWiA, 52-letni dziś dr Mirosław G. został w spektakularny sposób zatrzymany w lutym 2007 r. - agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego wyprowadzili go ze szpitala w kajdankach.

W piątek dr G. został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę za przyjęcie ponad 17,5 tys. zł od pacjentów; sąd uniewinnił go od ponad 20 zarzutów lobbingu wobec podwładnych. Nieprawomocny wyrok zapadł po ponad 4-letnim procesie ordynatora. Sąd uznał, że dr G. przyjął pieniądze od pacjentów - łącznie ponad 17 690 zł - i wyrokiem sądu kwoty te muszą zostać zwrócone.

Sąd wymierzył mu też karę 72 tys. zł grzywny. Jej część zostanie jednak odliczona z uwagi na to, że dr G., jako podejrzany w śledztwie spędził 3 miesiące w areszcie.