Sąd umorzył we wtorek 30 maja 2017 roku sprawę Mirosława G. w zakresie popełnienia błędu medycznego, uniewinnił go od drugiego zarzuty zgodnie z którym, swoim działaniem, nie przeprowadzając między innymi badań po operacji, doprowadził do śmierci pacjenta. Wyrok jest nieprawomocny.

Sędzia podkreślała, że bezspornym faktem jest to, iż wacik został pozostawiony w sercu Floriana M. Zaznaczyła jednak, że z zebranych materiałów, dowodów wynika, iż do zawinienia kardiochirurga doszło tylko w momencie operacji, a kardiochirurg mógł nie mieć świadomości, że popełnia błąd, ponieważ polegał na instrumentariuszce, która miała liczyć waciki.

Sędzia zaznaczyła również, że nie ma dowodu na to, że wacik doprowadził ostatecznie do śmierci pacjenta.

Stasiów dodała, że G. w momencie gdy zorientował się, że gazik pozostał w sercu, przeprowadził reoperację czym naprawił skutek swojego błędu.

 [-OFERTA_HTML-]

Pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych mecenas Rafał Rogalski zapowiedział apelację. Według niego orzeczenie, które, jak zaznaczył, uwolniło lekarza od odpowiedzialności za śmierć pacjenta "jest skandaliczne".

- Pani sędzia nie ma prawa do ukrywania twarzy. Skoro pani sędzia zdecydowała się na tak skandaliczny wyrok, musi brać pod uwagę, że takie orzeczenie będzie komentowane przez wiele osób - mówił. Adwokat odniósł się w ten sposób do faktu, że sędzia Katarzyna Stasiów nie wyraziła zgody na pokazywanie przez media jej wizerunku.

Po wyjściu z sali mecenas podkreślił, że wyrok, uwalniający G. od odpowiedzialności za śmierć pacjenta oznacza, że inni lekarze też będą mogli popełniać błędy "np. zostawiać w ciele pacjentów gaziki".

Z kolei mecenas kardiochirurga Beata Czechowicz nie kryła zadowolenia.
- Dzisiaj jest święto wymiaru sprawiedliwości, święto niezawisłości sędziowskiej. Przy tym naporze, przy tym nacisku jaki był tu wywierany na sąd, jestem zachwycona, że sąd zachował niezawisłość, umiejętność rzetelnej oceny tej sprawy i rozstrzygnął zgodnie z prawem i ustalonym stanem faktycznym - powiedziała. (pap)