Pełnomocnik rządu ds. utworzenia jednolitej instytucji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo żywności, a wcześniej wiceminister zdrowia, mówił o tym podczas debaty na temat suplementów diety, która odbyła się w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego-PZH. Podkreślił, że należy więcej uwagi poświęcić edukacji zdrowotnej, w tym zdrowemu odżywianiu.
- Reklamy nie mogą przekonywać, że suplementy diety są w stanie zastąpić warzywa i owoce – podkreślił.

Minister odniósł się również do tego, że suplementy diety powinny być certyfikowane, żeby konsument miał gwarancję ich jakości i tego, że faktycznie zawierają to, co jest podawane na opakowaniu.
- Wszystko, co jest w aptece, jak i w sklepie musi być bezpieczne – ocenił.

Pinkas zapowiedział, że utworzenie Państwowej Inspekcji Żywności - za które odpowiada - ma być wstępem do powstania polskiego odpowiednika amerykańskiego Urzędu Żywności i Leków (FDA).

Za większą regulacją i kontrolą rynku suplementów opowiedział się również prezes Naczelnej Izby Kontroli Krzysztof Kwiatkowski. Zwrócił uwagę, że w Polsce rynek suplementów diety gwałtownie się rozwija. W tym roku wartość sprzedaży tych wyrobów po raz pierwszy ma sięgnąć 4 mld zł.

- Rynek suplementów rozwija się w naszym kraju najszybciej w całej Unii, czemu towarzyszy agresywna polityka reklamowa. Już co czwarta reklama dotyczy produktów zdrowotnych, w tym suplementów, w których bombarduje się konsumentów informacjami, że suplementy diety są panaceum na wszystko – alarmował Kwiatkowski.

Prezes NIK przekonywał, że potrzebne są „mądre regulacje podnoszące bezpieczeństwa sprzedaży suplementów nie zabijając tego rynku”. Jego zdaniem może temu służyć podwyższenie kar za nieprzestrzegania wymagań znakowania produktów, zakaz reklam wprowadzających w błąd klientów i wykorzystujących osoby środowiska lekarskiego i farmaceutycznego.

 [-DOKUMENT_HTML-]

Kierownik Zakładu Farmacji Klinicznej i Opieki Farmaceutycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego profesor Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska przyznała, że fundamentem zdrowia jest żywność, a suplementy diety „w 95 procentach nikomu do niczego nie służą, zdejmują jedynie odpowiedzialność za dbanie o własne zdrowie”.

- Rolą suplementów diety jest jedynie uzupełnienie niedoborów diety, kłopot polega na tym, że nie wiemy, jakie niedobory występują w naszym organizmie. Dlatego reklamy tych produktów tak skutecznie na nas oddziałują. To duży interes, a wymyślenie chwytliwego hasła reklamowego jest na wagę złota, bo sprzedaje obojętnie jaki produkt – podkreśliła prof. Kozłowska-Wojciechowska.

Witold Laskowski z Instytutu Ochrony Zdrowia przyznał, że wystarczy jedynie zarejestrować suplement diety jako produkt żywnościowy, żeby go wprowadzić na rynek.
- Nie ma żadnych mechanizmów certyfikacji, zewnętrznych ani wewnętrznych, nie ma przymusu badania suplementu – dodał.

Zastępca Głównego Inspektora Sanitarnego Grzegorz Hudzik zwrócił uwagę, że część producentów samą konieczność zgłoszenia suplementu uznaje za utrudnienie w swobodnej działalności gospodarczej.
- Poza tym, nie jest możliwe przebadanie wszystkim produktów wprowadzanych na rynek, to producenci są odpowiedzialni za swoje wyroby - dodał.

Według niego suplementy diety należy wyrywkowo kontrolować już po wprowadzeniu do sprzedaży.
- Trzeba wprowadzić radykalne, drakońskie kary w przypadku zagrożenia zdrowia niewłaściwymi produktami – podkreślił. Dodał, że jeśli wprowadzone zostaną ograniczenia w rejestracji suplementów diety, to zgodnie z obowiązującą w UE zasadą swobodnego przepływu towarów i usług, będą one napływały z innych unijnych krajów.

Dyrektor POLFARMED dr Paulina Skowrońska powiedziała, że w Polsce, jak i całej Unii obowiązują już wystarczająco twarde regulacje.
- Nie unikniemy suplementów, jeśli zabronimy ich produkcji w Polsce, to przyjdą z innego kraju – przekonywała.

Profesor Kozłowska-Wojciechowska przyznała, że suplementy diety coraz częściej są sprzedawana również w innych krajach, na przykład we Włoszech oraz Francji, i jest to problem całej Unii, a nie tylko Polski.(pap)

 [-OFERTA_HTML-]